Weszłam do jego garderoby z plikiem napisanych przeze mnie
tekstów, wzięłam głęboki wdech i, nie zważając na jego znudzone spojrzenie,
zaczęłam czytać. Pierwsze zdania wypowiadałam drżącym, niepewnym głosem, gotowa
w każdej chwili przerwać, wysłuchać ostrych słów krytyki i szybko ulotnić się
bocznym wyjściem. Nie byłam na tyle próżna ani zarozumiała, aby uważać moje
wypociny za literacki cud.
Mówiłam automatycznie, nie namyślałam się nad wypowiadanymi
słowami, ponieważ były zagłuszane przez stres i podenerwowanie. Dyskretnie
wytarłam spoconą lewą rękę o niebieskie dżinsy.
Zerknęłam jeszcze raz sponad zapisanej kartki, nie
przerywając czytania, aby ocenić jego reakcję i ewentualnie, w odpowiednim
momencie się ewakuować, gdyby nie spodobała mu się moja praca. Napotkałam
spojrzenie ciemnych oczu, których nikt nie nazwałby brązowymi. „Ani śladu
ciepła” – przemknęło mi przez głowę. Następnie skoncentrowałam się na jego
sylwetce. Siedział na obracanym krześle kilka metrów ode mnie, wyciągając
długie nogi w czarnych spodniach. Przez zwykły, brązowy T-shirt widziałam
rysujące się pod nim mięśnie brzucha i klatki piersiowej, z pewnością wyrobione
podczas wielogodzinnych ćwiczeń na siłowni. Opalone ramiona
skrzyżował na piersi, co zawsze uważałam za oznakę lekceważenia drugiej osoby.
Miałam ogromną ochotę przygryźć dolną wargę, jak to zawsze
robiłam, gdy czułam się nieswojo, ale nie mogłam tego zrobić z prostej
przyczyny – musiałam czytać, zaprezentować swoje utwory, a ta okazja była moją
jedyną szansą.
Ośmieliłam się spojrzeć mu prosto w twarz, chociaż obawiałam
się tego, co mogę z niej wyczytać. Czarne kosmyki włosów opadające mu swobodnie
na czoło, były potargane, jakby właśnie wstał z łóżka. Mocno zarysowane kości
policzkowe pokrywał leciutki zarost a usta wydawały się wprost stworzone do
całowania. Dość szybko zrozumiałam, dlaczego innym dziewczynom trudno mu się
oprzeć. Pokusa była najzwyczajniej w świecie zbyt wielka. Wszystkie pszczoły
lecą do miodu, a on ze swoją śniadą karnacją zdecydowanie był miodem. Wygląd
niegrzecznego chłopca w pełni do niego pasował. Jedyną rzeczą, która psuła ten widok,
był jego kpiący i znudzony wyraz twarzy. Właśnie tak, kpiący i znudzony. Nigdy
nie myślałam, że za pomocą mimiki można wyrazić jednorazowo te dwie sprzeczne
emocje. Jednak on był w tym mistrzem.
Nikt nie ma prawa zachowywać się tak wobec mnie! Nie zrobił
nic wielkiego, nawet nie odezwał się słowem, ale niemal boleśnie odczuwałam
jego obecność. Byłam przygotowana na krytykę, bo przecież nie jestem
profesjonalistkę tylko amatorką, ale to nie znaczy, że dam sobą pomiatać. To,
że siedzący przede mną koleś ma więcej pieniędzy niż widziałam przez całe swoje
dwudziestoczteroletnie życie, nie znaczy, że ma prawo mnie traktować jak gorszą
sobie.
Czułam jak w moich żyłach burzy się krew, a serce przestaje
się obijać i zaczyna żwawiej ją pompować. Kartki, które jeszcze przed chwilą
drżały jak liście na wietrze w moich rękach, teraz były trzymane nieruchomo.
Litery nie rozmazywały się już przed oczyma, wyostrzyły się, widziałam je
nadzwyczaj wyraźnie. Uciążliwa gula w gardle momentalnie zniknęła jak za
dotykiem czarodziejskiej różdżki. Wyprostowałam się, uniosłam głowę do góry i
spojrzałam niewiele starszemu chłopakowi w oczy. Wiedziałam, że próbował mnie
speszyć, zmusić abym pierwsza się wycofała, a wtedy on z czystym sumieniem,
będzie mógł z udawaną uprzejmością podziękować za zapoznanie się z moją
twórczością i zapomnieć o całej sprawie, jak i o mnie. Nie, nie ma mowy,
powiedziałam sobie. Nie ugnę się przed nim. Nie odwróciłam wzroku. Zamiast tego
mój głos stał się pewny i opanowany, nie odzwierciedlał moich prawdziwych
uczuć. Widziałam wyraźne zaskoczenie odbijające się na jego twarzy, wyrażone
ledwie widocznym uniesieniem brwi i błyskiem w oku. Jego zdziwienie
potraktowałam jak balsam na duszę, ukoiło pozostałe nerwy i mile mnie
połechtało.
Byłam z siebie dumna. W ciągu zaledwie tych kilku minut
przeszłam pełną metamorfozę. Z zahukanej i zestresowanej dziewczyny zmieniłam
się w pewną siebie profesjonalistkę. Katalizatorem mojej przemiany była jednak
postawa chłopaka do mnie. Wzbudził we mnie gniew, że przestałam się denerwować
tym, co może sobie pomyśleć. Po prostu już mnie to nie obchodziło, a
przynajmniej nie aż tak bardzo jak na początku. Nieświadomie sam mi pomógł.
Nieświadomie, ponieważ wątpiłam, czy dobrowolnie pomógłby mi w jakikolwiek
sposób.
Każde słowo, które wcześniej napisałam, wymykało się z moich
ust. Zaintrygowałam go. Na jego miejscu pewnie też byłabym zainteresowana tą
nagłą zmianą charakteru. Słuchał mnie, tym razem naprawdę słuchał, a nie tak
jak wcześniej – olewał mój występ przed jednoosobową publicznością. Może jednak
nie skrewiłam na całego, pomyślałam.
Skończyłam. Przeczytałam tylko garstkę krótkich tekstów, które
miały za zadanie pokazać jedynie próbkę moich możliwości oraz podbić oziębłe
serce tego aroganta. Ogrzać zapewne go nie zdołałam, zawojować też nie, ale w
końcowym rozrachunku zaprezentowałam się z dobrej strony. Z niecierpliwością
czekałam na werdykt, który miał przesądzić sprawę. Zależało mi na pozytywnej
odpowiedzi. Ciężko pracowałam nad tym, aby znaleźć się tam gdzie jestem. No,
niekoniecznie tutaj – w garderobie. Uda się czy nie uda?
Jakby znając targające mną uczucia i myśli, uśmiechnął się do
mnie, jakbym była jedyną dziewczyną, jaką widział w życiu, co było zupełnie
nierealistycznie, biorąc pod uwagę fakt, że miał więcej dziewczyn w swoim życiu
niż ja par kolczyków w szufladzie, a mam ich naprawdę dużo. Skąd wiem, ile miał
dziewczyn? Cudem jest przeczytanie jakiekolwiek gazety czy czasopisma, bez
natknięcia się na artykuł bądź ciekawostkę na temat najnowszych zdobyczy
siedzącego przede mną, czarnookiego celebryty, Adama Moraca. Jednak ta
informacja nie docierała dziwnym trafem do serca, które zaczęło wywijać fikołki,
które było odpowiedzią na jego uśmiech i nie miało związku ze strachu przed
jego reakcją, wywołaną moim wystąpieniem. Czułam, że jeśli cisza pomiędzy nami
będzie trwała choćby sekundę dłużej, zrobię coś niekontrolowanego, coś, co będę
długo żałować.
- Przeszłam dalej czy nie? Co myślisz o tych tekstach? –
zapytałam niecierpliwie, przestępując z nogi na nogi. Och, czemu moja odwago i
cierpliwości mnie opuściłaś?
Nie odpowiedział od razu. Z rozmysłem przeciągał tę chwilę,
sprawdzając ile jeszcze wytrzymam. Chyba uznał, że już odpowiednia pora, bo
powiedział:
- Przeszłaś. Teksty są dobre, ale wymagają trochę poprawek z
mojej strony. Nie zmienię wszystkiego, nie martw się. To ty piszesz teksty, ale
wiedz, że będziemy musieli ze sobą ściśle współpracować. Wypadałoby się
przedstawić. Paul trochę mówił o tobie, ale nic konkretnego. Jestem Adam.
W pierwszej chwili nie mogłam uwierzyć, ale zaraz otrząsnęłam
się z tego szoku, a moją twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Wiem. Jestem Angelika.
I tak oto udało mi się osiągnąć sukces. Pokonałam własnego
wewnętrznego potwora o imieniu Strach. Zaczynałam nowy rozdział w życiu z
bielutką jak śnieg kartką. Nie umknął mi taksujący mnie od góry do dołu wzrok
Adama. Najwidoczniej nie przeszkadzała mu przyszła współpraca. Zresztą mi też
nie. Ale niech nie myśli, że będę jego kolejną, wierną fanką. Chociaż z drugiej
strony, to może nie byłoby to takie złe.
„Metamorfoza” brała udział w konkursie. Udało mi się przejść z nią do finału z czego jestem dumna. Do wygrania była książka "Brudny świat" Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Książki niestety do tej pory nie zdobyłam, ale nie tracę nadziei, że kiedyś trafi w moje rączki. A dopóki to się nie stanie - mam szansę cieszyć się z opowiadania, które przy okazji stworzyłam (zawsze mogło być gorzej :) ).
Pozdrawiam,
Gracenta